Najgorsze, że nigdy nie zdajesz sobie z tego sprawy!

Najgorsze, że nigdy nie zdajesz sobie z tego sprawy!

Czytając nagłówki prasy czy portali internetowych, nie wspominając o telewizyjnych lub radiowych programach informacyjnych, czasami aż trudno nie zadać sobie pewnego pytania. Brzmi ono: „czy na świecie naprawdę dzieje się aż tyle zła i tak mało dobrego?”.  Również w pracy na co dzień jesteśmy bardziej skorzy zwracać uwagę na to, co stanowi zagrożenia lub jest niemiłym zaskoczeniem. Spotkałem przedsiębiorców – właścicieli firm, którzy zdecydowali się na zwolnienie jednego czy drugiego menedżera. Dlaczego? Bo ci menedżerowie „wyglądali na zbyt zrelaksowanych” i mówili o pozytywach, podczas gdy wszyscy wokół prześcigali się w mnożeniu wizji zagrożeń i niebezpieczeństw, które dawały owym przedsiębiorcom paliwo do działań i do ciągłej walki z „czarnymi chmurami”. A te wymagały nieustannej pracy na bardzo wysokich obrotach, pożerały ogromne zasoby energii i tworzyły atmosferę ciągłego napięcia i strachu, w której brak zagrożeń jest patologicznym wyjątkiem. Za taką pracę wcześniej czy później będzie trzeba zapłacić rachunek.

Biznes informacyjny kieruje się w ogromnym stopniu dewizą: „to, co krwawi, to prowadzi”.

Wielu ludzi działających w biznesie informacyjnym zna doskonale owe preferencje swoich odbiorców i z tego powodu kieruje się w ogromnym stopniu dewizą: „to, co krwawi, to prowadzi”. Innymi słowy, im bardziej paskudne, straszne, okrutne czy brutalne są przekazywane informacje, tym większą publiczność one zdobywają. Wiedzą też o tym tzw. „autorytety” i celebryci zapraszani do uczestnictwa w wydarzeniach medialnych, którzy prześcigają się w snuciu czarnowidztwa i negatywizmu, zdobywając tym samym audytorium. Gdyby skupili się na pozytywach, wypadliby mdło i nudno.  I spirala się nakręca. Co ciekawe, w tym samym czasie ta sama publiczność narzeka na nadmierną dawkę zła i nieproporcjonalnie duże jego eksponowanie w mediach.

Marc Trussler i Stuart Soroka z McGill University w Kanadzie przeprowadzili eksperyment polegający na śledzeniu wzroku osób badanych, prosząc ich o zapoznanie się z artykułami opublikowanymi w Internecie. Uczestnicy zostali poproszeni o wybranie artykułów na tematy polityczne, które przeczytają na stronie www, tak aby kamera mogła wykonać pomiary, ku czemu zwracają się ich oczy. Ważne było i zostało im to zakomunikowane, aby te artykuły rzeczywiście zostały przez nich przeczytane, aby wykonać odpowiednie pomiary. Nie miało jednak znaczenia, które artykuły wybrali.

    Wybieramy treści z negatywnym wydźwiękiem, mówiące o złu, korupcji, wpadkach, wypadkach, hipokryzji, itd. a nie opowieści neutralne lub pozytywne. Jesteśmy bardziej skłonni wybierać złe wiadomości. W tym samym czasie deklarujemy, iż wolimy, gdy docierają do nas dobre wiadomości, obwiniając jednocześnie właśnie media o zbytnie epatowanie negatywizmem.

Wyniki eksperymentu, a także historie, które zostały przez nich wybrane do lektury i przeczytane, są dość przygnębiające. Uczestnicy wybrali treści z negatywnym wydźwiękiem, mówiące o złu, korupcji, wpadkach, wypadkach, hipokryzji, itd. a nie opowieści neutralne lub pozytywne. Krótko mówiąc, byli skłonni wybierać złe wiadomości. Zaskakujące było to, że w tym samym czasie deklarowali, iż wolą, gdy docierają do nich dobre wiadomości, obwiniając jednocześnie właśnie media o zbytnie epatowanie negatywizmem.

     O co chodzi a o co nie?

Nie chodzi o to, że złe rzeczy się nie zdarzają. I zapewne dziennikarze są zachęcani do podawania szokujących wiadomości, ponieważ katastrofa jest bardziej widowiskowa niż powolna poprawa, a historie o skorumpowanych politykach lub niefortunnych zdarzeniach pisze się łatwiej. Należy również przyjąć hipotezę, że to my, czytelnicy lub widzowie, zachęcamy dziennikarzy, aby skupili się na tym, co złe i negatywne, zupełnie wbrew temu, co twierdzimy, gdy ktoś o to zapyta. Ten sam mechanizm może mieć zastosowanie w pracy. Jako szefowie deklarujemy tęsknotę za spokojem i dobrymi wiadomościami. Jednak podejrzliwie patrzymy na ludzi z otoczenia, którzy wnoszą zbyt dużo pozytywnych emocji, podczas gdy sami właśnie działamy w wykreowanym przez siebie stanie „wyższego zagrożenia” i tylko negatywne informacje pobudzają nas do działania. Zastanówmy się choćby, jak często analizujemy czynniki odniesionych sukcesów, świętujemy, nagradzamy i doceniamy, a jak często krytykujemy i szukamy winnych i jakie mechanizmy naszego postępowania przez to utrwalamy.

 

Jak można oczekiwać, istnieją naukowe dowody na to, że ludzie szybciej reagują na słowa niosące negatywne konotacje. W eksperymentach laboratoryjnych zaobserwowano, że pokazanie uczestnikom słów takich jak “rak”, “bomba” lub “wojna”, przy których oczekiwana jest od nich określona reakcja, np. naciśnięcie przycisku, ma miejsce szybciej niż wtedy, gdy słowa wzbudzają uczucia pozytywne lub neutralne: “dziecko”, “uśmiech” lub “zabawa”. Jesteśmy również w stanie rozpoznać szybciej negatywne słowa niż słowa pozytywne, a nawet powiedzieć, że słowo jest nieprzyjemne, zanim będziemy mogli powiedzieć, co ono dokładnie oznacza!

Jesteśmy również w stanie rozpoznać szybciej negatywne słowa niż słowa pozytywne, a nawet powiedzieć, że słowo jest nieprzyjemne, zanim będziemy mogli powiedzieć, co ono dokładnie oznacza!

I ta cecha naszych mózgów, która pobudza nas do szybszego działania w obliczu negatywnych komunikatów i zagrożeń przekłada się na konkretne pieniądze. Firma Outbrain, która używa behawioralnego definiowania grup docelowych do polecania artykułów, blogów, zdjęć i filmów czytelnikom treści w Internecie, przeprowadziła pewne badanie. Sprawdzała, jakie nagłówki i tytuły wpisów powodowały wysokie zainteresowanie ze strony odbiorców a jakie niskie. Badania obejmowały 65000 płatnych tytułów linków (to ogrom danych!) i trwały cztery miesiące, a następnie były sprawdzane w kolejnym dwumiesięcznym badaniu. Wyniki tych badań są następujące:

  • Nagłówki zawierające przymiotniki oceniające pozytywnie (np. „zawsze” lub “najlepsze”) cieszyły się zainteresowaniem o 29 procent mniejszym niż nagłówki i tytuły z przymiotnikami oceniającymi negatywnie.
  • Nagłówki zawierające przymiotniki oceniające negatywnie (np. „nigdy” lub “najgorsze”) uzyskały wyniki o 30 procent lepsze niż nagłówki z przymiotnikami oceniającymi pozytywnie.
  • Średni współczynnik klikalności w przypadku nagłówków zawierających przymiotniki oceniające negatywnie był oszałamiający – o 63 procent wyższy niż w przypadku ich pozytywnych odpowiedników.

Ten nieuświadamiany przez wielu ludzi fenomen “negatywnego nastawienia” ludzkiego mózgu i większej wrażliwości na nieprzyjemne wiadomości da się zauważyć już na najwcześniejszym etapie przetwarzania informacji w mózgu, nawet zanim będziemy w stanie dany bodziec odpowiednio nazwać. Tendencja do zwracania większej uwagi na negatywne informacje tak mocno wyewoluowała z ważnego powodu – aby ochronić nas przed krzywdą. Od zarania ludzkiej historii nasze przetrwanie zależało od naszych umiejętności unikania niebezpieczeństwa. Mózg opracował systemy, które mają pomagać, abyśmy nie przeoczyli niebezpieczeństwa, a więc, zareagowali na nie w odpowiednim czasie.

Jednakże mechanizmy, które doskonale sprawdzały się na wcześniejszych etapach ewolucji, gdy panowała bezwzględna zasada „swój = dobry, obcy = zły” oraz „ja go zjem, albo on mnie zje, więc muszę walczyć albo uciekać”, dzisiaj w wielu przypadkach mogą być jedynie pułapką. Możemy się w nią nieświadomie dać złapać, budując tym samym grunt do dalszego nakręcania spirali „złych informacji”, jak również sami uczestnicząc w tworzeniu negatywnego wpływu i opartych na strachu relacji z innymi.

Dr John Gottman z The University of Washington mówi o tzw. „współczynniku magii” wynoszącym 5:1. Na przykład, tak długo, jak w interakcji między mężem i żoną jest pięć razy więcej pozytywnych uczuć niż negatywnych, małżeństwo prawdopodobnie będzie stabilne. Natomiast u par, które zdecydowały się na rozwód, pojawiało się zbyt mało działań pozytywnych, by zrekompensować rosnący negatywizm między nimi (u tych, których małżeństwo zakończyło się rozwodem, ten współczynnik wynosił 0,77 do 1 (mniej więcej trzy pozytywne komentarze na każde cztery negatywne). Inni badacze doszli do podobnych wniosków. Najbardziej pozytywne efekty przynoszą drobne pozytywne działania w proporcji 5:1. Badania prowadzone przez MIT w Masaachusets w odniesieniu do dzieci pokazały, że jeden negatywny komentarz potrzebuje aż siedmiu pozytywnych, aby ten negatywizm był zrównoważony. Badania pokazały też, że duże pozytywne ale sporadyczne doświadczenia są miłe, ale nie wywierają niezbędnego wpływu na nasz mózg, aby uchronić go przed negatywnym nastawieniem. Potrzeba częstych małych pozytywnych doświadczeń, aby przechylić szalę w stronę zadowolenia.

Najbardziej pozytywne efekty przynoszą drobne pozytywne działania w proporcji 5:1. Duże pozytywne ale sporadyczne doświadczenia są miłe, ale nie wywierają niezbędnego wpływu na nasz mózg, aby uchronić go przed negatywnym nastawieniem. Potrzeba częstych małych pozytywnych doświadczeń, aby przechylić szalę w stronę zadowolenia.

     Jakie z tego wnioski? Co z tego dla mnie?

Jak powiedział Carl Gustav Jung: „dopóki nie uczynisz nieświadomego świadomym, to ono będzie kierowało twoim życiem, a ty będziesz nazywał to przeznaczeniem”. Mowa tu między innymi o pułapkach naszego umysłu, którym możemy ulegać i które mogą nieświadomie wpływać na nasze myślenie, a następnie postępowanie. To, że skłaniamy się ku „złym wieściom” pomimo tego, że świadomie chcielibyśmy więcej tych dobrych i pozytywnych, może być właśnie taką pułapką, co więcej, mającą czasami dość negatywne skutki. Jak powiedział kiedyś Marshall Rosenberg, twórca koncepcji „porozumienia bez przemocy”: „z takiego stanu rzeczy korzystają adwokaci zajmujący się sprawami rozwodowymi oraz producenci leków przeciw depresji”. Jeśli więc klikasz w nagłówek artykułu takiego, jak ten, który właśnie czytasz („Najgorsze, że nigdynie zdajesz sobie z tego sprawy!”), to miej na względzie, że jego autor niekoniecznie – w przeciwieństwie do piszącego te słowa – może chcieć pomóc czytelnikom „uczynić świadomym coś nieświadomego”.

1. Dobre rzeczy na świecie się dzieją w ogromnych ilościach?

Warto sobie ciągle o tym przypominać i generalnie powtarzać nam wszystkim, że dobre rzeczy na świecie się dzieją w ogromnych ilościach, tylko nie przebijają się do mediów, bo … nas nie straszą. Jeden z moich znajomych, który jest zawodowym pilotem opublikował jakiś czas temu na jednym z portali społecznościowych zrzut ekranu popularnej wśród fanów lotnictwa aplikacji Flightradar24, pokazującej na bieżąco ruch lotniczy na całym świecie.  Komentarz do tego obrazka oddaje sedno tego, jak działamy, gdyż „z tym, co złe jest tak, jak z samolotami – mówi się o tych, które spadły, lecz nikt nie wspomina tych, które w cichości dobrze wykonują swoją robotę.” To, że większość z nich „w cichości dobrze wykonuje swoją robotę” jest zasługą wyciągania wniosków nie tylko z tego, co idzie nie tak, z błędów, porażek i katastrof, ale również dzięki analizie sukcesów, po to, aby tworzone produkty i usługi wnieść (wznieść?)na jeszcze wyższy poziom.

2. Kto i dlaczego próbuje mnie ciągle straszyć oraz komu i w jaki sposób pozwalam wpływać na mnie?

Warto stawiać sobie pytania o to, kto i dlaczego próbuje mnie ciągle straszyć, bazując na naszych, w większości nieuświadomionych, preferencjach do „złych wiadomości”. Czy podążanie za nimi mi służy? Dobrych „-naście” lat temu, w nastoletnim, idealistycznym okresie mojego życia bardzo silnie promowałem tezę o tym, że można być całkowicie niezależnym i nie ulegać niczyim wpływom. Lata doświadczeń życiowych i zawodowych nauczyły mnie jednak czegoś innego. Bezsprzecznie warto mieć własne opinie, swoje zdanie i odwagę, by je wyrażać. Lecz nieprawdą jest twierdzenie, że można żyć nie ulegając niczyim wpływom. Jest jednak coś jeszcze ważniejszego: każdy z nas ma wolność wyboru, jakim wpływom da dostęp do siebie. Innymi słowy, mogę świadomie wybrać, kogo będę słuchał a kogo nie, komu udzielę kredytu zaufania a komu nie. Przyjmując, że – jak pokazują badania naukowe – myślimy w trakcie dnia tylko przez bardzo niewielką część czasu (nie każda czynność umysłowa jest myśleniem!) i przez większość dnia działamy nawykowo, niejako na „autopilocie”, mogę nie zauważać wpływu, który inni mają na mnie oraz tego, jaki ten wpływ jest i czy nie jest tak, że zamiast wyrabiając sonie własną opinie biorę czyjąś za swoją. Aby takiemu nieświadomemu wpływowi się oprzeć lub też świadomie wybrać komu pozwolę mieć wpływ, warto jest mieć swój pomysł na siebie.  Bo jeżeli ja nie będę miał pomysłu na siebie, pomysł na mnie będą mieli inni, ale w tym pomyśle mogę odgrywać bardzo przedmiotową rolę.           

Miej swój pomysł na siebie.  Bo jeżeli nie będziesz miał pomysłu na siebie, pomysł na mnie będą mieli inni, ale w tym pomyśle możesz odgrywać bardzo przedmiotową rolę.

3. Tylko docenianie i pozytywne opinie inspirują do największego zaangażowania, energii, determinacji i kreatywności.

Zwłaszcza jako liderzy, kierownicy czy zarządzający mamy ogromny wpływ na ludzi wokół nas. Na ludzi oraz na kulturę i atmosferę pracy. Tym samym warto zastanowić się, na ile w tym, co robimy, jak postępujemy i jak się komunikujemy nasza wrodzona preferencja do „złych wiadomości” nie przesłania nam innych aspektów naszego funkcjonowania, na przykład chwalenia innych i doceniania ich wkładu w wykonane zadania. Aby sprawa była jasna – jestem absolutnym przeciwnikiem „zamiatania spraw pod dywan” i unikania konfrontacji, gdy nabrzmiewają problemy i mnożą się trudne sytuacje. Jak pokazują eksperymenty i badania a przede wszystkim praktyka wysoce skutecznych liderów i menedżerów, szczerość w komunikacji oraz umiejętność „brutalnej konfrontacji z rzeczywistością”jest jednym z kluczowych czynników sukcesu w praktycznie wszystkim, co robimy. Jednakże warto pamiętać, że – jak to ujął Tony Schwartz w książce „Taka praca nie ma sensu”: „Szczerość bez współczucia staje się okrucieństwem”. Czy równie łatwo rozpowszechniam wiedzę o tym, co złe, niedobre, co należy poprawić, jak o tym, że ktoś dołożył starań i osiągnął sukces? Łatwiej jest krytykować niż zauważyć dobre rzeczy i je docenić. Wiem to dobrze ze swojej praktyki pracy z kadrami zarządzającymi i kierowniczymi, w trakcie której szukając sposobów na większe zaangażowanie pracownicze docieramy między innymi właśnie do tego aspektu wzajemnych relacji szef – pracownik.  A tylko docenianie i pozytywne opinie mogą inspirować ludzi do kontynuowania tego, co robią dobrze i zarazem do zaangażowania jeszcze większej energii, determinacji i kreatywności. Zachęcam, aby wszyscy liderzy mieli na względzie proporcję pomiędzy pozytywnymi i negatywnymi komentarzami, na które dają przyzwolenie podczas spotkań kierowanych przez nich zespołów. Warto jest starać się, aby proporcje te były bliższe „współczynnika magii”czyli 5:1 – dając temu przykład własnym postępowaniem.

Tylko docenianie i pozytywne opinie mogą inspirować ludzi do kontynuowania tego, co robią dobrze i zarazem do zaangażowania jeszcze większej energii, determinacji i kreatywności. Warto jest starać się, aby proporcję pomiędzy pozytywnymi i negatywnymi komentarzami, na które dajemy przyzwolenie w naszym otoczeniu nie były milejsze niż „współczynnik magii”czyli 5:1 – dając temu przykład własnym postępowaniem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sign up to our newsletter!